Maryśka i Jasiek mieli się pobrać. Ale ślub miał być w dość odległym terminie, a Maryśka ni cholery nie chciała „dać” Jaśkowi przed ślubem.
Pewnego wieczora, kiedy Jasiek był tak nabuzowany, że nawet spodnie w szwach mu od ciasnoty puszczały mówi do niej: – Maryśka, ja już nie wytrzymam, dałabyś już teraz, choć raz.
– Nie! Dopiero po ślubie, jestem dziewicą i taką chcę dotrwać do ołtarza.
– Ale raz, malutki tylko no zlituj się, bo od polucji nocnych niemal topię się.
– Nie, powiedziałam – po ślubie.
– Ale to może tylko tak posmyrać, może tylko bym tak na 1/4 gwizdka, tylko koniuszek bym zamoczył. Błonki nie przerwę, obiecuję.
– Hmm, no jak nie przerwiesz, i tylko 1/4 to może w sumie mogłabym się zgodzić. No tylko gdzie?
– A w stajni, konie już śpią, więc miejsce się znajdzie..
– No niech będzie.
Poszli do stajni wzięli snopek siana i zaczynają. Jasiek męczy się i męczy na te 1/4 gwizdka. Maryśce błogo do tego stopnia, że nogi prawie szpagat wykonują. Jęczą i jęczą, Jasiek jak obiecał uważa, tylko leciutko smyra. W końcu Maryśka z mgłą w oczach, obejmując go łydkami wokół mówi
– Oj, Jasiek, Jasiek, a żeby cię tak koń w dupę kopnął !
Kategorie